Informacje

Wspomnienie o śp. Mieczysławie Wieliczko (część 2)

W trudnych warunkach wojennych zaczął chodzić do Szkoły Podstawowej im. Romualda Traugutta. Jego pierwszym nauczycielem był Michał Wodyński, który przyszłego profesora uniwersytetu „nauczył nie tylko mówić i pisać po polsku, ale rozumieć po polsku”.

Dewizą wychowawczą szkoły była myśl jej patrona: „Jedno mamy życie, musimy przeżyć je mądrze”. Profesor wspominał: „Pamiętam w 1943 roku, jak wracaliśmy z takiej wiejskiej szkoły w Sobniowie, bo nas wyrzucono ze szkół z miasta. Wracaliśmy z Panem Wodyńskim całą gromadką chłopaków. Prowadził nas. Jednego razu, gdy przechodziliśmy tuż koło muru cmentarza żydowskiego przy ulicy Floriańskiej, padły pierwsze strzały. Pojedyncze. Była tam egzekucja. Pan Wodyński kazał nam wziąć się za ręce i szedł prosto przed siebie, i prowadził nas, aż przeprowadził. Zrozumiałem, zapamiętałem, że razem to znaczy opanować strach i nie bać się. Nawet strzałów”.

O wojnie i jej skutkach musimy mówić i pisać. Trzeba przypominać nasze okupacyjne losy, nasze cierpienia i krzywdy. Jeśli my nie będziemy pisać prawdziwej historii, zrobią to inni, ale uczynią to po swojemu, najczęściej w niezgodzie z prawdą, bez uznania swojej winy, a z właściwą sobie pychą, dla swoich interesów. Dobrze o tym wiedział Profesor Wieliczko. Na międzynarodowe sympozjum, które zorganizowałem na KUL w styczniu 2009 roku, przygotował referat „Kontekst historyczny losów biskupa Mariana Leona Fulmana w czasie drugiej wojny światowej”. Ten wielki pasterz diecezji lubelskiej był jedną z ofiar niemieckiego terroru w Polsce. Może Profesor spłacał w ten sposób dług wdzięczności za to, że szczęśliwie przeżył wojnę i spotkał na swej drodze życiowej dobrych ludzi?

W ciężkiej sytuacji powojennej rozpoczął naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. Króla Stanisława Leszczyńskiego w Jaśle. Ta renomowana szkoła jeszcze kilka lat po wojnie mogła się szczycić tym patronem i kierować wezwaniem jego autorstwa: „Głos wolny, wolność ubezpieczający”. Ogromny wpływ na młodego chłopca miał w liceum katecheta, ks. Aleksander Gotfryd. Był nie tylko przewodnikiem wychowania duchowego, ale i wzorem patriotyzmu. Uczniowie wiedzieli, że jako jeden z pierwszych został aresztowany w Jaśle w październiku 1939 roku. Po kilku miesiącach szczęśliwie wyszedł na wolność i bez wahania zaczął uczyć na tajnych kompletach. Przewodniczył potem konspiracyjnej komisji egzaminacyjnej, bo dyrektora Kazimierza Płaczka wywieziono do Oświęcimia.

Zdolny absolwent liceum chciał studiować historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Podobała mu się łacińska dewiza uniwersytetu: Plus ratio quam vis (rozum znaczy więcej niż siła). Egzamin zdał bardzo dobrze, ale nie został przyjęty. Prawdziwego powodu: ojciec służył w legionach Piłsudskiego, oczywiście nie podano. Wręczono mu tylko dokumenty wraz z zaświadczeniem o piątce na egzaminie. Na pozór miał otwartą drogę do wszystkich innych uczelni w Polsce. Ale kto w 1952 roku nie bałby się przyjąć na studia kandydata z takim zaświadczeniem z Jagiellonki? Czego szuka on we Wrocławiu albo w Łodzi? Tym większą zachował wdzięczność dla tego jednego, który się odważył, zaryzykował. „I trafiłem tu w Lublinie – wspominał nieraz Profesor Wieliczko – na człowieka niezwykłego, pana prorektora Adama Malickiego, który na moim podaniu napisał: ‘Może być przyjęty’. Zostałem studentem Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej”. Studia magisterskie w zakresie historii, na Wydziale Humanistycznym UMCS, ukończył w 1956 roku. Z taką samą estymą jak o wspomnianych wcześniej pedagogach zawsze mówił o opiekunie pierwszego roku Janie Gurbie, który później był profesorem i dziekanem. Hasło Uniwersytetu, na którym studiował, a potem wykładał: „Nauka w służbie ludu” rozumiał tak, jak nauczył się w domu od matki i ojca, a w szkole od prawdziwych pedagogów i dobrych Polaków. Świadczy o tym bibliografia jego prac naukowych licząca prawie 500 pozycji…

Ks. Edward Walewander
„Wspomnienie o śp. prof. dr. hab. Mieczysławie Wieliczce (1935-2009)” – część 2

SŁOWA KLUCZOWE