Sport | rekreacja | turystyka

Podium JSC w biegu górskim i na Cyklokarpatach

27 sierpień 2016 r. jest kolejną datą w kalendarzu Cyklokarpat. W tym dniu w miejscowości Pustków-Osiedle odbyła się 12 edycja zawodów. Z Jasła do miejsca docelowego jest ok. 65 km, natomiast geograficznie są to dwa różne światy. W naszym regionie przeważają górki oraz teren gliniasty, zaś okolice Pustkowa są płaskie jak stół z piaszczystym podłożem. Zawodnicy Cyklokarpat mogli poczuć się jak w klimacie nadmorskim, ponieważ prócz ogromnych ilości piasku dookoła rozpościerały się ogromne połacie borów sosnowych. Brakowało tylko morza.

Fot. © Anna Misiołek
Fot. © Anna Misiołek

W przepięknej słonecznej pogodzie na starcie wszystkich trzech dystansów stanęło ponad 500 zawodników. Oczywiście nie mogło też zabraknąć osób z Jasielskiego Stowarzyszenia Cyklistów, którzy wraz z wszystkimi o godz. 11.00 wyruszyli na pokonanie trasy Mega i Giga, zaś o 11.30 na Hobby. Płaskość całego dystansu ma to do siebie, że od samego początku jest ciśnięcie na maksa. Tutaj dodatkową trudność stanowiło miękkie i sypkie podłoże. Wyciągnięcie bidonu lub żela energetycznego było nie lada trudnością, zaś kilku zawodników przy tej czynności sprawdzało smak tamtejszego piasku. Sporo osób zmieniło taktykę, na jazdę od bufetu do bufetu z dłuższymi postojami. A tam wody, izotoników, soczystych arbuzów i innych owoców oraz słodkości nie brakowało. Oczywiście zaopatrzyła je MPM Jasielska Sieć Sklepów. Ten kto postanowił piaszczysty dar natury popróbować, mógł w strefie bufetowej przepłukać usta jak również posilić się. Upalna pogoda i wszechobecny kurz sprawiły, że przeżywały one prawdziwe oblężenie. Nawet w strefie zrzutów było mniej śmieci, gdyż zawodnicy na miejscu posilali się i ruszali w dalszą jazdę. A wiadomo, Cyklokarpaty dbają o środowisko i każda z startujących osób wie, iż na trasie nie śmiecimy. Papierki, opakowania po żelach wyrzucamy w strefie zrzutu, które później są sprzątane. Dasz radę wieźć pełno żeli z sobą to puste opakowanie, które prawie nic nie warzy też dowieziesz i wyrzucisz tam gdzie przeznaczone do tego miejsce. Ten kto ma problem z przyswajaniem wiedzy ekologicznej może skończyć wyścig z pozycją DNF, czyli dyskwalifikacja. Takich osób w przeciągu całego sezonu wyścigowego można zliczyć na palcach jednej ręki, więc z edukacją nie jest źle.

Wracajmy dalej do rywalizacji, gdyż pisząc o bufetach i ekologii stoimy cały czas w miejscu. A wiadomo, kości zastane ciężko rozruszać, zaś do mety trzeba dojechać. Wiadomą rzeczą jest, ze trasy Cyklokarpat do monotonnych nie należą. Okolice Pustkowa mają piaszczyste podłoże, ale oprócz nich są też ogromne połacie borów sosnowych. Jest drzewko, więc musi być też korzeń. A jak? Masażów ogólnorozwojowych na wyboistych ścieżkach nie brakowało, zaś dojeżdżając do okolicznych przysiółków, co rusz jakiś rowerzysta korzystał z przymusowego postoju. Bawił się w zmianę gumki w przebitym kole. Okoliczni mieszkańcy utwardzając dojazdy do swoich posesji, nie wiadomo czy specjalnie ostrzyli kamienie, czy może oponom rowerowym piasek oraz sosnowe igliwie nie służyło. W takich miejscach, można było zaobserwować kto szybciej wykona przymusowy pit stop. Zdarzały się też przypadki, że gumka fest rozcięta była, więc spacerkiem podążało się do najbliższego punktu kontrolnego lub mety. Wiadomą rzeczą, że jak już finiszową linię przekroczy się, po krótkim czasie następuje dekoracja i podsumowanie tego co się ujechało w trakcie wyścigu.

W kategorii HM1 Piotr Gryzło zajął 12 miejsce. Kamil Cygan wygrał swoją kategorię wiekową, czyli HM2. Nie wiadomo czy postawił sobie za cel pokonanie Hobby poniżej godziny, ale cisnął masakrycznie, gdyż po 59 minutach i 22 sekundach przekroczył upragnioną kreskę. W kategorii wiekowej HM3 Mateusz Bienias przyjechał na 13 miejscu, zaś Tomasz Kwilosz zameldował się na 40 pozycji. Tomek Gardzina w kategorii HM4 zajął 7 miejsce. Ogółem dystans Hobby miał do pokonania 29 km przy 282 m przewyższeń.

O wiele więcej kilometrów do przejechania było na Mega. Na wszystkich, którzy wybrali ten opcję czekało 60 km z 572 m przewyższeń. W kategorii MK4 nasza zawodniczka Kasia Czepiel-Rak zdobyła brązowe podium. Pędziła Kasia niewiasta do mety. Nie jeden kolarz nie był wstanie utrzymać jej koła. W MM3 Damian Faryj z rodziny o pseudonimie Kaczor zajął 21 miejsce. W tej samej kategorii startował też Mateusz Dachu Dachowski. Jego akurat dopadł pech w postaci urwania przerzutki co przełożyło się na wycofanie z rywalizacji. Władowała się gałąź w trybki i zmasakrowała chłopu sprzęt. Właściciele sklepów rowerowych już wysyłają Mateuszowi zaproszenia, aby u któregoś z nich zakupił kosztowną część. W MM4 Łukasz Rak zajął 8 miejsce, zaś Tomasz Błażejowski był 47.

Jeśli było Mega oczywistą rzeczą jest, że musi być też Giga. Tu najdłużej kolarze rozkoszowali się pobytem na łonie natury, gdyż najwięcej mieli do przejechania aż 84,8 km z 801 m przewyższeń. W kategorii GM3 Tomek Leśniak zajął 4 miejsce. Wyznaczona trasa była za krótka dla Tomka gdyż 2 razy źle skręcił i dołożył sporo dystansu. Czasem zdarzają się przypadki, że mało rozumne miejscowe społeczeństwo ściągnie strzałkę i czołówka zamiast skręcić, jedzie prosto a potem musi wracać i odrabiać straty. Nie wiele gorszy od Tomka okazał się Jakub Gryzło, który 1 raz pogubił się. Kuba ostatecznie przyjechał na 10 miejscu. W kategorii GM5 startował Marusia czyli Marek Gorczyca, który nie ukończył wyścigu. W Dukli wszystko pięknie ułożyło się i upragnione podium zdobyte zostało. Ale co piękne, szybko kończy się. Marusia przebił oponę na 45 km. Nawet podwójna dawka wlanego mleczka nie uszczelniła dziury, co zmusiło go do wycofania się z zawodów.

Mimo wielu pechowych sytuacji Jasielskie Stowarzyszenie Cyklistów zajęło w 2 miejsce. Po 12 edycjach utrzymuje 1 miejsce, które będzie chciało dowieźć aż do samego końca, czyli do finału w Wierchomli.

Natomiast następne zawody odbędą się w 17 września Szczawnicy. Wytyczone trasy po Beskidzie Sądeckim sporo potów wycisną. Do pokonania będzie Prehyba, Radziejowa i Wielki Rogacz. Może brzmi groźnie, jednak nie będzie aż tak strasznie. Na zawodników oprócz delikatnego wspinania po szutrowych drogach, czekają przepiękne widoki na Tatry, Pieniny, Gorce, Spisz oraz Beskidy. Najmłodsi również będą mogli rywalizować na trasie Kids Race, która zostanie przygotowana w parku uzdrowiskowym. Serdecznie zapraszamy do udziału.

O rowerkach zostało napisane, czas przejść do biegania. Następnego dnia, czyli w niedzielę 28 sierpnia 2016 r. w Białce Tatrzańskiej odbył się bieg górski na 52 km pod nazwą Rombanica na Pół Setki. Był to jeden z wielu dystansów jaki został przygotowany w ramach weekendowego festiwalu biegowego Goniacka Festiwal. W ciągu trzech dni na wszystkich przygotowanych trasach rywalizowało prawie 1000 osób, zaś wieczorami w ramach koncertów i różnego rodzaju imprez, można było zawrzeć biegowe przyjaźnie oraz pokosztować lokalnych trunków.

Start i meta zlokalizowane zostały na terenie ośrodka narciarskiego Kotelnica Białczańska tuż przy Termach Bania. O 7.30 rozległ się wystrzał z góralskiej pukawki, gdzie w ramach porannej pobudki zawodnicy Rombanicy na Pół Setki wspinali się na szczyt wyciągu Kotelnica. Następnie krótkim szuterkiem a później drogami asfaltowymi w trakcie całego biegu zwiedzali wioski podhalańskie i raczyli się cudownymi widokami Tatr i Gorców. Sprytne oko wypatrzyć mogło w oddali Babią Górę a za nią Barania Górę. W okolicach 30 km zlokalizowano kolejny bufet, ale aby tam dotrzeć ponownie trzeba było zaliczyć truchtanie po wyciągu. Taki przerywnik od asfaltu, gdzie w Czarnej Górze trasą narciarską zdobywało się górę Litwinka. Nie jeden zawodnik po stromej wspinaczce w palącym słońcu padał na kolana. Nie wiadomo czy ze zmęczenia, czy przed obsługującymi bufet ładnymi dzieweckami aby którejś oświadczyć się. Ci o mocniejszych nogach, dalej przebierali ile wlazło przez kolejne miejscowości i górki w stronę mety. Ostatnie 2 km było istną mordęgą, gdyż wyspinałeś się na górę, to goń teraz bystro na dół. Wszyscy przekraczający linie mety mieli to co obiecał im organizator, czyli piękne widoki, zmęczenie i rewelacyjną opaleniznę. A było się gdzie opalić, gdyż cała trasa biegła po otwartej przestrzeni z ilością drzew jak na pustyni.

Wielebny JSC, czyli Marcin Wiącek przygnał do mety jako brązowy medalista w swojej kategorii wiekowej. Nie wiele też zabrakło mu do podium w kategorii Open gdzie zdobył 4 miejsce. Całą trasę 52 km pokonał w czasie 5 godz 59 min i 42 sek.

(Jasielskie Stowarzyszenie Cyklistów)

SŁOWA KLUCZOWE