Informacje

Wspomnienie o śp. Mieczysławie Wieliczko (część 1)

Rozpoczynamy cykl wspomnień o zmarłym w sierpniu br. profesorze Mieczysławie Wieliczko – „Zasłużonym dla Miasta Jasła”. Autorem tekstu jest jeden z bliskich przyjaciół profesora, ksiądz Edward Walewander z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Dzisiaj pierwsza część publikacji.

Gdy wspominamy kogoś, kto odszedł od nas na zawsze, ciągle odnosimy się do swojej osoby i powtarzamy wiele razy zaimek ja w różnych przypadkach: mnie, dla mnie, ze mną. Trudno pisać wspomnienie o kimś w takiej formie, aby ustrzec się mówienia też o sobie. To cecha większości wspomnień osobistych, którą zresztą łatwo wytłumaczyć. We wspomnieniu opowiada się między innymi o tym, co wspominanego łączyło z osobą wspominającą; jak ten pierwszy oddziaływał na tego drugiego. W istocie wspominanie kogoś jest w pewnej mierze mówieniem o sobie. Nie można więc stawiać tego typu zapisom czy wystąpieniom zarzutu egocentryzmu, co nieraz się spotyka. Subiektywizm wydaje się w tym wypadku nieunikniony. Jest to bowiem czyjeś świadectwo.

Pewien subiektywizm wystąpi też w moim wspomnieniu o śp. Profesorze Mieczysławie Wieliczce, z którym łączyła mnie wieloletnia współpraca naukowa, która przerodziła się w prawdziwą przyjaźń. Miała swoje głębokie podstawy. Zbliżały nas do siebie nie tylko niektóre cechy charakteru i wspólne zainteresowania naukowe, ale i przywiązanie każdego nas do regionu swego pochodzenia, umiłowanie go, przede wszystkim zaś stosunek do ojczyzny i troska o Kościół.

Mieczysław Wieliczko urodził się 19 marca 1935 roku w Jaśle w rodzinie kolejarskiej. Tu spędził dzieciństwo. Miasto rodzinne, swoją rodzinę, zwłaszcza rodziców, i całe swoje środowisko zawsze wspominał z wdzięcznością i ze wzruszeniem. Tam kształtowała się jego osobowość: katolika, Polaka, patrioty, mądrego, szlachetnego, pracowitego człowieka. Po latach wyznał kiedyś, że ludzi z jego otoczenia cechował szczególny etos pracy; pracy rozumianej jako służba. „Nie słyszałem – mówił – ani w domu, ani w okolicy […], by mój Ojciec lub ojciec któregokolwiek z moich kolegów był w pracy. Nie. Ojciec był w służbie, wracał ze służby lub szedł na służbę. Wokół tego pojęcia toczyło się życie wielu rodzin. Ten świat zawalił się we wrześniu 1939 roku”. Do ostatnich chwil swego pracowitego życia śp. Mieczysław Wieliczko był człowiekiem służby.

Doświadczył nieszczęść wojny jak każdy Polak żyjący w tamtym czasie. W jego domu, podobnie jak w wielu innych, zakwaterowano Niemców. „Stąd w tym samym domu, w którym tak wiele nauczyłem się rozumieć o służbie – opowiadał przeżycia z dzieciństwa – poznałem odmianę tego słowa – służalczość, bo kwaterę zajęła rodzina volksdeutschów. A poznałem przez to, że przez półtora roku w naszej rodzinie, gdzie było pięcioro dzieci, nie było nowego grosza, bo była wojna i Ojciec nie pracował […]. A służalczość polegała na tym, że moi rówieśnicy z drugiej strony rodzinnego domu mieli chleb, mieli ten chleb grubo wysmarowany masłem i ostentacyjnie go lizali, kiedy ja, jeśli miałem chleb, to było już dobrze, a jeśli miałem go pomoczony wodą i posypany cukrem, to już było wszystko w moim wojennym dzieciństwie”…

Ksiądz prof. Edward Walewander
„Wspomnienie o śp. prof. dr. hab. Mieczysławie Wieliczce (1935-2009)”

SŁOWA KLUCZOWE